TAK OTO POWRÓCIŁA CARMEN

Nie miałem pojęcia, że tak wyczekuje się naszego kolejnego wspólnego przedsięwzięcia. Zaskoczyło mnie to, jak wielu ludzi powiedziało mi, że cieszy się, że znów pracuję z Carmen. Jak śpiewa w jednej ze swych piosenek Chavela: Zawsze powracamy do miejsc, w których życie było piękne.

To samo odnosi się do ludzi. Nigdy nie da się uniknąć jakichś wątpliwości, ale na szczęście Carmen wyzbyła się ich w przeciągu pierwszych kilku dni.

 

W scenariuszu jest pewna długa sekwencja, właściwie to monolog, bo postać Carmen – duch matki, babci, siostry – jest jedyną przemawiającą w niej postacią. W tej scenie Carmen wyjaśnia swej ukochanej córce, Penélope Cruz, dlaczego umarła i nie wróciła do niej. Całość zajmuje sześć pękających od emocji stron maszynopisu, a została nakręcona w sześciu równie pełnych napięcia ujęciach.

Scena ta jest jednym z głównych powodów, dla których chciałem nakręcić ten film. Płakałem dosłownie za każdym razem, gdy przeglądałem ten tekst (niczym postać grana przez Kathleen Turner w Miłość, szmaragd i krokodyl, prześmieszna, kiczowata autorka romansów, płacząca podczas pisania kolejnych dzieł).

 

W nocy, podczas której kręciliśmy tę scenę, cała ekipa miała świadomość jej wagi. Mieliśmy wielkie oczekiwania. To sprawiło, że Carmen była odrobinę nerwowa i chciała jak najszybciej mieć to z głowy. Kręciliśmy zdjęcia całą noc i wszyscy, poczynając od stażystów, a kończąc na mnie, byliśmy niesamowicie skupieni na jak najlepszym zrealizowaniu tych niezwykle trudnych sekwencji. Sprawiło to, że cały proces przebiegł całkiem gładko, gdyż wszyscy byli w pełni skoncentrowani na tym jednym, konkretnym celu.

 

Ponownie poczułem wtedy tę niebiańską wspólnotę z Carmen, to wspaniałe uczucie trzymania w dłoni instrumentu, który jest ze mną idealnie zespolony. Każde ujęcie było dobre, a wiele z nich było wręcz przewspaniałych. Penélope słuchała jej, momentami pochylając głowę. W tym filmie wszyscy dużo mówią, a jednocześnie wiele zatajają. Do tego, według ekipy filmowej, jak na komedię wszyscy jakoś strasznie dużo płaczą. W czasie, który upłynął od Kobiet na skraju załamania nerwowego do monologu

w Volver, Carmen ani trochę nie zmieniła się jako aktorka, co odkryłem z prawdziwą radością.

 

Nie nauczyła się niczego nowego, bo i tak wiedziała już wszystko, jednak utrzymanie tego poziomu perfekcji przez dwie dekady jest godnym podziwu i niesamowicie trudnym zadaniem. Nie mogę powiedzieć, by udało się to wszystkim aktorom, z którymi miałem okazję pracować.

Polityka Prywatności